Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 10 listopada 2016

{3.}

Livv Ekker spała by dłużej, gdyby nie to, że słońce rzucało promienie prosto w jej wrażliwe oczy. Podniosła się szybciej, kiedy zauważyła, że obok niej nie ma córki. Na początku przejęła się tym faktem, ale potem zdała sobie sprawę z tego, że nie mogła nigdzie wyjść i na pewno jest na dole z wujkiem Kennethem. Przeciągnęła się leniwie, przetarła zmęczone oczy i niechętnie usiadła na łóżku, starając się wypatrzyć w walizce to, co chciałaby ubrać. Kucnęła obok niej i zaczęła w niej grzebać bez sensu, uświadamiając sobie, że za chwilę wszystko będzie pomięte. ,,Ach, Livv.." - westchnęła, kiwając śmiesznie głową. Zerknęła dla upewnienia się przez okno, by zrobaczyć, czy na pewno jest ładnie, po czym wystawiła przez nie dłoń. Zadrżała, kiedy chłód dotknął jej ciała, wrzuciła spowrotem spódnicę do walizki i wyciągnęła długie, jeansowe spodnie. Kiedy już się ubrała, wyszła z pokoju, otwierając skrzypiące drzwi i zeszła po schodach do kuchni.
- Witajcie - przywitała radosnym głosem wujka i małą Idę, po czym na ich policzkach złożyła serdeczne pocałunki.
- Wyspałaś się Livv? - spytał się Kenneth, podrzucając na patelni naleśniki.
- Tak, a która jest godzina? - spytała, przeciągając się.
- Za chwilę będzie jedenasta. Jak to jest, że mała Ida wstała trzy godziny przed tobą? - spytał, zabawnie opierając dłonie na biodrach.
- Późno wczoraj zasnęłam - odpowiedziała, spuszczając wzrok na podłogę, a pod nosem nieśmiało się uśmiechnęła.
- Rozumiem. Siadaj, za chwilę będzie gotowe śniadanie, twoja córka bardzo mi pomaga - zmienił temat wuj Stene, głaskając po głowie małą Idę.
- Ona tak zawsze - potwierdziła dziewczyna, puszczając oczko w stronę dziecka. Mała Ida stała niechętnie na nóżkach i kołysała się na boki, a na jej policzkach pojawiły się czerwone rumieńce. Zawsze kiedy się o niej rozmawiało, robiła się zawstydzona, zupełnie jak Livv, kiedy była dzieckiem.
- Co robiliście kiedy spałam? - zapytała po chwili ciszy, opierając głowę na dłoni.
- Byliśmy już na spacerze nawet, a potem zabraliśmy się za robienie śniadanie. Chcieliśmy zdążyć zanim wstaniesz, ale średnio nam to wyszło - odparł pan Stene, poprawiając okulary, które zsunęły mu się po nosie.
- Mogę wam pomóc jeśli chcecie - zaproponowała Livv, zrywając się od stołu.
- Nie trzeba, siedź sobie spokojnie - odpowiedział jeszcze, zanim dziewczyna zdążyła skończyć zdanie.
- Masz wujku jakiś plan na dzisiejszy dzień? - spytała Livv, po chwili przyjemnej ciszy.
- Nie, ale za to mam do ciebie prośbę. Podjechałabyś do domu twoich rodziców i zobaczyła jak tam wszystko wygląda? Dawno tam nie byłem, a teraz jest okazja, by ktoś tam zawitał - zaproponował, nie odrywając skupionego wzroku od kuchenki.
- Nie ma sprawy, jeśli tylko będę mogła pożyczyć klucze - odparła, uśmiechając się zabawnie, odsłaniając delikatne dołki na jej zaróżowionych policzkach.
- Czyli jesteśmy umówieni co do tego - zakończył temat, krzywiąc usta. Dzień był piękny. Delikatny mróz zamalował szronem szyby i obielił trawę. Słońce nieśmiało wznosiło się na horyzoncie, powoli wędrując po niebie. Wszystkie chmury, których można było się dopatrzeć wczoraj, zniknęły, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Drzewa nieśmiało, delikatnie poruszały się na wietrze, wprawiając w drżenie chłodne powietrze.
Po dłuższej chwili na trzech talerzach pojawiły się naleśniki z serem, od których wuj Kenneth był niewątpliwie ekspertem.
- Smacznego - wyszeptała Livv, biorąc na kolana małą Idę.
- Smacznego - powtórzył pan Stene. Dzień zapowiadał się dobrze. Tej nocy, mogłoby się zdawać, że wypłynęły z wnętrza dziewczyny wszystkie smutki i zmartwienia, odizolowała się od swojej szarej codzienności i właśnie taki miała zamiar. Od pewnego czasu miała wrażenie, że wszystko czego się dotknie, ją przerasta i nie daje możliwości na pokonanie przeszkód. Nie dość, że odstraszyła od siebie prawie wszystkie bliskie osoby, to los zdawał się być jeszcze bardziej negatywnie do niej nastawiony. Te wszystkie pozornie błahe elementy sprawiły, że Livv zamieniła się w smutną dziewczynę z niestabilnie rozedrganym wnętrzem.
- Jak zwykle przepyszne. Wujku, jesteś zdaje się ekspertem od naleśników, mówił ci ktoś kiedyś o tym ? - z lekkim żartem w głosie odezwała się Livv.
- Owszem, ale zawsze z twoich ust te słowa trafiają do mnie najbardziej - odparł przyjemnie wuj Stene, po czym poprawił okulary, które delikatnie zsunęły mu się z nosa. Kiedy już zjedli śniadanie, Livv wzięła od wszystkich talerze i umyła je w kuchennym zlewie. ,, Jak dobrze, że tu jesteśmy..” – pomyślała, a chcąc nie chcąc na jej twarzy pojawił się dziecięcy uśmiech.
- Żeby mieć to już za sobą, podjadę do mieszkania rodziców teraz – po dłuższym momencie odezwała się cicho dziewczyna, podpierając dłoń na biodrze.
- Nie ma sprawy – odparł wuj Stene i podał jej pęk kluczy – to te z niebieskim brelokiem – dodał, uśmiechając się sympatycznie
- Dziękuję – zakończyła Livv, po czym odwróciła się na pięcie i myślami już była w pokoju.
- Poczekaj! – zatrzymał ją pan Kenneth – niech Ida zostanie ze mną, nie ma potrzeby chyba, żeby z tobą jechała – dodał, wyciągając w stronę córki dziewczyny dłoń. Livv uśmiechnęła się, pokiwała potwierdzająco głową i popędziła do swojego pokoju.

Uczmy się tęsknić, Livv
,, Emma zerwała ze ściennego kalendarza kolejny dzień, który swobodnie spłynął po białej ścianie, ostatecznie opadając na podłogę. Kolejny, marcowy wieczór. Chociaż okna była zamknięte, wydawało się, że śnieg wpada do pomieszczenia i wiruje gdzieś w roztrzęsionym powietrzu. Dziewczyna spojrzała na dłonie i z przyzwyczajenia policzyła na palcach. Tym razem do trzech. Tak, trzy dni pozostały do powrotu Thomasa. Siedemdziesiąt dwie godziny, cztery tysiące trzysta dwadzieścia minut, dwieście pięćdziesiąt dziewięć tysięcy dwieście sekund. Za dokładnie tyle mężczyzna powinien stanąc w progu ich domu. Lubiła liczyć, to było jej chorym uzależnieniem, ale jej pomagało. Przynajmniej na moment miała czym zająć głowę. Uśmiechnęła się do samej siebie bezsilnie, poprawiając szlafrok, który otulił jej ciało. Myślała coraz częściej o tym co robi, z kim rozmawia, gdzie właśnie jest, co jadł, jak się czuje. Zastanawiała się czy czegoś mu nie brakuje, czy ma wszystko, czy jest szczęśliwy. Co do jednego miała pewność - myślał o niej przynajmniej przez chwilę i zadawał sobie identycznie pytania jeśli chodzi o Emmę. Wiedziała, że to zasługa ich miłości."
Od małego każdy za czymś tęskni. Najpierw te rzeczy z pozoru wydają się błahe, nieważne, ale dla małych dzieci ona są niesamowicie duże i wbrew pozorom istotne - inaczej przecież by nie tęskniły. Z wiekiem tęsknimy być może częściej, mocniej i jedno jest pewne - inaczej. Tęsknota za zabawką, bajką zamienia się w poczucie braku przyjaciół, miłości, aż w końcu braku siebie. Lubiłam widzieć błysk w twoich oczach, kiedy wracałam z pracy, a ty z utęsknieniem na mnie czekałaś przy drzwiach, nerwowo strzelając na palcach. Zawsze wtedy tak szczerze się uśmiechałaś i szeptałaś ,, Tęskniłam mamo ". A co więcej - wiedziałam, że ta tęsknota była prawdziwa. Teraz pewnie tęsknisz inaczej, bardziej uważnie i z mniejszym rozmachem. Ale to dobrze, wiesz? Nie ma sensu zatrzymywać zdjęć, jeśli mają nam tylko psuć humor, wyciskając z oczu niechciane łzy. Każdą tęsknotę czasami warto usprawiedliwić słowami ,, Nie tęsknię za kimś, tylko za sytuacjami jakie przeżyłam z tą osobą. A przecież sytuacje się już takie same nie powtórzą, więc nie mogę tęsknić wiecznie " - tak Livv. Taka prawda, że człowiekowi brakuje dotyku, wypowiedzianych już słów, zdarzeń. Nie da się tęsknić za teraźniejszością, a tym bardziej przyszłością. Człowiekowi brakuje tego co już było, tego, co już się kiedyś wydarzyło. A skoro tęsknimy za przeszłością, to załóżmy, że to po prostu naturalna kolej rzeczy. Nie przyzwyczajajmy się do braku czegokolwiek. Tak będzie prościej.

środa, 9 listopada 2016

{2.}

   Światło księżyca niezauważalnie przebijało się przez kremowe firanki, które falowały przez ruch powietrza. Nie zmrużyła jeszcze oczu, a nawet nie miała ochoty ich zamknąć. Oparta o jej ramię spała Ida, śmiesznie przy tym chrapiąc. Za każdym razem kiedy na nią patrzyła, w głębi przepełniała ją duma, że się nie poddała, a za razem smutek rozdzierał jej serce. Chciała się cofnąć cztery lata wstecz i nie popełnić jednego z tych rutynowych błędów, a równocześnie cieszyła się z tego jak z mało czego. Jednak przyzwyczaiła się, że los rzuca pod jej nogi najgrubsze kłody, nie przejmując się problemami, które i tak ją już zasypują. Uświadomiła sobie, że mogła tu przyjechać znacznie wcześniej, że niepotrzebowała do tego impulsu, który ją tu przyciągnął. Śmierć rodziców była straszna, była okropna i niesamowicie wpłynęła na jej psychikę, ale ona umiała to ukryć. Było jej łatwiej, bo podnosił ją na duchu fakt, że i tak przez ostatnie cztery lata prawie dla nich nie istniała, a oni dla niej. Przedzierając się przez te wszystkie tragiczne zdarzenia, potrafiła znaleźć drobne pozytywy. Odeszli razem. Pani Ekker, Pan Ekker, którzy byli tak niesamowicie prawdziwym małżeństwem. Można powiedzieć, że każdy kolejny dzień tylko ich bardziej upewniał w tym jak bardzo się kochają. Kiedy się ich oglądało można by przysiąc, że ich miłość jest młoda i świeża. Wbrew pozorom tak nie było. Przez dwadzieścia lat ich miłość dojrzewała, uczyła się różnych rzeczy, nabierała doświadczenia, ale nigdy nie zgasła. Paliła się mocnym, gorącym płomykiem. To było piękne, że są tacy ludzie, którzy bez względu na wiek potrafią się kochać jak na początku. Na samym początku. Livv wiedziała, że to co ich spotkało, to najlepszy z możliwych końców. Gdyby odeszło jedno z nich, drugie by nie wytrzymało i prędzej czy później umarło z tęsknoty, albo miłości, która by obróciła się przeciwko niemu. Ta miłość zaczęła by wyżerać słabe wnętrze.
Po dłuższej chwili Livv Ekker zasnęła, pozostawiając w powietrzu tylko swój cichy, równy oddech. Mała Ida leżała na jej piersi. Była do swojej mamy podobna, można powiedzieć, że były identyczne. Obydwie miały jasne, falowane włosy, a ich oczy były niesamowite duże, a w dodatku mocno niebieskie. Gdyby ktoś nie znał tego, w jaki sposób przechodzi przez życie Livv, odgórnie by założył, że jest dziewczyną podobną do anioła. Nie tylko z wyglądu, ale również z zachowania i charakteru. Niewątpliwie sprawiała takie wrażenie, a to dawało się we znaki w tym, że ludzie ją błędnie odbierali. Niektórzy jej nienawidzili, a inni kochali. Można powiedzieć, że to stanowiło równowagę, jednak nikt nie był do niej neutralnie nastawiony. Jedni wytykali ją palcami, a inni podziwiali za odwagę i siłę, dzięki której się nie poddała i urodziła Idę. Była młoda, ale bez wątpienia dojrzała. Bliscy wiedzieli, że sobie poradzi, a reszta nie dawała jej najmniejszych szans. Przez to zrozumiała jacy ludzie są naprawdę.

Uczmy się śmiać, Livv
,,- Przepraszam - odezwała się roześmiana Emma, która nie do końca zdała sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Nie wiem dlaczego cię to śmieszy, ale mnie ani trochę. Gdybyś nie była kobietą wepchałbym cię na ten stół pełen kieliszków - odparł Thomas, gwałtownie wycierając swoją białą koszulę.
- A więc to zrób - kontynuowała młoda Emma, rozkładając na boki ręce. Spojrzała na niego i wiedziała, że on wcale nie żartuje, a z jego twarzy można było wyczytać tysiąc słów na raz. Wolałaby, żeby ich nie wypowiedział.
- Jeszcze chwila i tak zrobię. Jakbyś nie mogła sobie tego oszczędzić i oblać kogoś innego. Mam zaraz wyjść tam na scenę, żeby coś powiedzieć. I co ja mam zrobić? Powiedzieć, że jakaś roześmiana idiotka oblała mi koszulę czerwonym winem, tak ? - spytał ironicznie, chwytając ją mocno za ramiona.
- Uważaj na słowa - wyszeptała, zaciskając mocniej zęby - i mnie puść - dodała, wyrywając się z jego mocnego uścisku.
- Nie wykrzywiaj tak tej swojej pięknej buźki, to nic nie da uwierz. Wypchnę cię na tą scenę za mnie, nie mam zamiaru się kompromitować - zakończył, odsuwając się trochę od niej. Spoglądali nieśmiało na siebie, trzymając mocno emocje, które za chwile mogły z nich wyfrunąć. Zacisnęła dłonie na swojej błękitnej sukience i schowała oczy za jasnymi lokami.
- Nie no, jest w porządku - po chwili ciszy powiedział, a obydwoje wybuchnęli szczerym, głośnym śmiechem. "
 Jako mała dziewczynka kochałaś się uśmiechać. Robiłaś to bez przerwy, pokazując innym jak należy to robić. Można powiedzieć, że byłaś w tym najlepsza. Często ten uśmiech skrywałaś za jasnymi włoskami, które nachodziły na twoją twarz, byłaś nieśmiała, ale z czasem ta nieśmiałość dodała ci jeszcze więcej odwagi. Nie zawsze robiłaś to w odpowiednich momentach, ale właśnie wtedy, kiedy śmiałaś się pozornie niepotrzebnie, ten śmiech sprawiał największe cuda. Zawsze kiedy siedziałam smutna, spoglądając przez szybę, byłaś obok mnie. Mogę powiedzieć, że już twoja obecność dodawała mi niesamowitej mocy i siły, ale to twój śmiech był w stanie rozgrzać moje serce. Nie każdy tak potrafi, ale każdy jest w stanie się tego nauczyć. Niektórzy potrzebują czasu, a innym przychodzi to samo z siebie, a tak właśnie było w twoim przypadku. Z czasem coraz mniej się śmiałaś, ale to sprawiło, że twój śmiech był jeszcze bardziej wartościowy. Wszyscy zauważyli, że dzieje się z tobą niedobrze, trudno było nie zauważyć. Mogę śmiało powiedzieć, że ludzie posmutnieli razem z tobą, a to tylko pokazuje, jak bardzo duży wpływ miało na nich twoje podejście do życia. Rozwesel się Livv. Wiem, że jest ciężko i życie jest trudne, ale kiedy będziesz sobie wmawiać, że jest dobrze, zobaczysz, że z czasem w to naprawdę uwierzysz, a wiara przecież czyni cuda, czyż nie? Ile razy się przekonałaś, że nie warto walczyć z życiem, a najlepszym wyjściem jest się z nim pogodzić i żyć w zgodzie z nim. Nie próbuj z nim rywalizować, bo wiesz, że nie wygrasz, ale staraj się dać mu do zrozumienia, że cokolwiek by się nie stało, ty będziesz szczęśliwa. Doceń to.

wtorek, 8 listopada 2016

{1.}


    - Mamo daleko jeszcze? - spytała po raz kolejny mała Ida, przegarniając z twarzy kosmyk ciemnych włosów.
- Nie, już prawie jesteśmy - odparła Livv Ekker, nerwowo zaciskając kierownicę. Nie lubiła jeździć samochodem, zwłaszcza tak daleko. Zawsze stresował ją fakt, że za coś w pewnej chwili jest odpowiedzialna, ale wiedziała, że nie ma wyboru i jeśli chce prowadzić życie pełne przygód i podróży, to musi się przemóc.
- Cały czas tak mówisz - kontynuowała Ida, spoglądając przez oszronioną szybę.
- Przestań Ida. Nie denerwuj mnie. Kieruję, nie mogę się skupić przez ciebie na drodze! - podniosła znacząco głos dziewczyna, wyzywając się w myślach. Po ostatnim razie obiecała sobie, że już więcej na nią nie nakrzyczy, dlatego momentalnie sumienie zacisnęło się na jej sercu - przepraszam - burknęła do siebie pod nosem Livv, kiwając beznadziejnie głową.
Po obydwu stronach rozciągał się piękny widok na stolicę krainy fiordów - Bergen. Mimo tego, że była tu wiele razy, ten widok wywoływał na niej za każdym razem tak samo silne wrażenie. Wiązała z tym miejscem inne wspomnienia, emocje, zmieniały się one za każdym razem, kiedy na nowo tutaj przyjeżdżała. Czasami po miesiącu, czasami po kilku latach. Kochała to miejsce, ale równocześnie chciała po prostu zawrócić i pojechać do Oslo, gdzie prowadziłaby dalej przeciętne, przepełnione rutyną życie. Nienawidziła miasta, w którym mieszkała od urodzenia, a jednocześnie nie było dla niej bardziej odpowiedniego miejsca. Nie chciała, ale wiedziała, że musi się oderwać od codzienności i standardów swojego życia. Nie chciała, ale walczyła z tym, Ida zasługiwała na normalne życie i kochających ludzi wokół niej.
Niegdyś jako mała dziewczynka Livv miała wszystko czego pragnęła. Była oczkiem w głowie jej taty i jedynym dzieckiem w sercu pani Ekker. Kiedyś może nie miała o tym pojęcia, ale nie mogła trafić lepiej. Jej życie było ciekawe i barwne. Urodziła się w stolicy jednego z najpiękniejszych państw na Ziemi. W stolicy Norwegii. Jej rodzice mieli dobrze płatne prace, dlatego w ich życiu zawsze na wszystko były pieniądze. Ojciec Livv był pisarzem, a jego książki były jednymi z najchętniej kupowanych w tamtych czasach, natomiast pani Ekker była adwokatem, a do najróżniejszych spraw była wynajmowana bez przerwy. Na ich prostej i przyjemnej drodze życiowej bardzo rzadko pojawiały się jakiekolwiek problemy, a można powiedzieć, że prawie nigdy ich nie było. Livv dorastała pod troskliwym okiem mamy i kochającą dłonią swojego taty. Nigdy sama nie stawała oko w oko z przeciwnościami losu, nie zaznała prawdziwego cierpienia i smutku, może to sprawiło, że nigdy nie brała na poważnie spraw, które należało traktować w taki, a nie inny sposób. Kiedy trzynaście lat po jej urodzeniu na świat przyszła Heidi, cała uwaga, jaką rodzice skupiali na Livv, zaczęła kręcić się wokół jej młodszej siostry. W pewnym sensie Livv przestała istnieć dla nich, a na pewno w jakiejś części umarła w ich sercach.
- Mamo.. - odezwała się Ida, wyrywając ją z rozmyśleń.
- Tak? - spytała Livv, starając się uspokoić swój głos i wyregulować oddech.
- Tam był wujek Kenneth - wyszeptała ze spokojem mała dziewczynka, spoglądając przez szybę, do której przyłożyła policzek.
- Cholera - samochód z piskiem wyhamował, a Livv gwałtownie wycofała. Miała zwyczaj pomijać miejsce, do którego jechała wtedy, kiedy myślała o czymś zupełnie odległym. Przed bramą wjazdową stał wuj Stene, a na smyczy obok siebie trzymał Silje, dwuletniego Huskiego. Nie zdążyła nawet wysiąść z auta, kiedy radosny zwierzak znalazł się przy jej nogach.
- Hej Silje - odezwała się ze szczęściem w głosie, kiedy delikatnie głaskała go po grzbiecie - cześć wujku - po chwili wyprostowała się i powiedziała nieśmiało, wyciągając w jego stronę dłoń.
- Witaj Livv, jak droga? - spytał, poprawiając duże okulary, które zsunęły mu się po nosie.
- W porządku, całe szczęście, że już dojechałyśmy - odpowiedziała, przegarniając z czoła włosy. Było chłodno, znacznie zimniej, niż w Oslo. Nasunęła na dłonie rękawy od jesiennej kurtki i dopięła ją na ostatni guzik.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. A gdzie masz Idę? - zapytał, podchodząc w stronę auta. Pan Stene kulał na jedną nogę. Nie była to kwestia żadnego wypadku, a nogi w stuprocentach sprawnej nie miał już od dwudziestu lat. Kiedyś po operacji, stosunkowo błachej, która wyniknęła z niewielkiego urazu, pojawiły się problemy, a lekarze do końca nie wiedzieli z czym były związane i tak już zostało, ponieważ nikt się tym na poważnie nie zajął.
- Ach, właśnie - ocknęła się Livv, po czym podbiegła do samochodu i odpięła pasy od fotelika trzyletniej córki. Miała oczka zmrużone, ale specjalnie to nikogo nie zdziwiło. Każdy z bliskich wiedział, że Ida jest niesamowitym śpiochem, a kiedy złapie ją zmęczenie potrafi zasnąć w przeciągu kilku sekund, tak i było tym razem.
- Wstawaj Ida - wyszeptała Livv, całując ją w czoło, po czym wzięła ją na ręce i przytuliła mocno do siebie.
- Długo już śpi? - spytał Kenneth, podśmiechując się pod nosem. Dziewietnastolatka spojrzała na niego z radością w oczach i pokręciła przecząco głową, głośno wzdychając.
- Jest tutaj dużo chłodniej, niż u nas - zmieniła temat dziewczyna, spoglądając na pogodne niebo.
- Tak ci się wydaje przez to, że wieje wiatr, wiesz jakie są standardy tutaj w Bergen - odchrząknął, rozglądając się wokół. Ogród wuja Stene wywołał na Livv ogromne wrażenie. Można by przysiąc, że każdy jego element był przemyślany i idealnie dograny z innymi. Kenneth był wdowcem już czwarty rok, a do pracy chodził nie często, dlatego każdą wolną chwilę spędzał w ogrodzie na pielęgnowaniu roślin. Można powiedzieć, że ogród to była jedna z najważniejszych rzeczy w jego życiu. Pomimo klimatu, jaki występował w Norwegii, jego ogród był niesamowicie piękny i barwny.
- Możemy wejść do środka? - spytała Livv po chwili, stawiając Idę na ziemię. Spojrzała jeszcze raz na piękny ogród, wzięła do ręki walizki i obydwie ruszyły kamienną ścieżką do drewnianych drzwi.
- Jeszcze się pytasz.. - odparł ironicznie pan Stene, drepcząc za nimi. Od samego progu dało się wyczuć zapach wanilii i pomarańczy. Ten dom jak zwykle był niesamowicie czysty. Można powiedzieć, że pan Kenneth był perfekcjonistą. Dopinał wszystko na ostatni guzik, dopracowywał tak, by zabrakło miejsca na niedociągnięcia.
- Macie ochotę coś zjeść? Zrobiłem makaron ze szpinakiem, bo wiem, że ty Livv zawsze go uwielbiałaś - spytał grzecznie, podchodząc do kuchni, ściągając przy tym bluzę i rozwiązując buty.
- Bardzo chętnie - potwierdziła Livv, wieszając swoją i Idy kurtkę na wieszakach - jesteś głodna Ida? - spytała, kierując wzrok na dziewczynkę, a ta pokiwała przecząco głową.
- To za minutkę będzie gotowe - kontynuował, uśmiechając się pod nosem. Pomimo tego, że Livv ostatnio widziała wujka chwilę po urodzeniu Idy, nie zauważyła żadnych zmian. Czasami tak jest, a Livv miała do tego stuprocentową pewność, że czas niektórych omija, nie rusza ich wyglądu i pozostawia ich wiecznie młodymi. Taki był Kenneth. Miał duszę dziecka, serce dojrzałego mężczyzny, a umysł taki, że niewiele osób potrafiło go pojąć. Na jego twarzy rysowały się tylko niewielkie zmarszczki, lecz i one były prawie niewidoczne. Blond włosy maskowały te pojedyńcze, które były siwe, a w oczach zawsze miał iskierki i spełnienie. Nie był człowiekiem bogatym, ale nie przywiązywał dużej wagi do wartości materialnych. Znacznie bardziej cieszyły go spacery podczas zachodu słońca, chwila spędzona z bliskimi, oddawanie czasu pasji, czerpanie szczęscia z takich najdrobniejszych, pozoronie nieważnych rzeczy. Wszystkich ludzi wokół zarażał uśmiechem i ciepłem, które biło z jego serca. Był człowiekiem wyjątkowym, a przy tym niezwykle skromnym.
- Jak ci się żyje, wujku? - spytała dziewczyna, przytulając do piersi Idę.
- Powoli i przyjemnie - odparł, a z jego ust nie znikał uśmiech - a jak u was? Livv.. jak z tą sprawą, coś się wyjaśniło, rozjaśniło? - spytał, wchodząc na bardzo nie pewny grunt. Livv nie lubiła o tym rozmawiać, chciała chociaż udawać, że nie pamięta, że to się wydarzyło. Chciała sobie wmówić, że zapomniała, a ostatnie cztery lata życia gdzieś się zapodziały.
- Zarówno Vegard, jak i państwo Lysbergowie to trudni ludzie, to wszystko tak łatwo nie pójdzie, potrzeba jeszcze miesięcy, jak nie lat, by wszystko zostało zakończone - odpowiedziała, unikając spojrzenia wujka.
- A widuje się z Idą? - spytał, odbiegając delikatnie od tematu, podczas nakładania na  talerze makaronu.
- Nie, można powiedzieć, że się nie znają - wyszeptała, nachylając się w stronę pana Stene. Nie chciała by córka usłyszała, wiedziała, że to na pewno nie jest odpowiedni moment. Ida oparła głowę na ramieniu swojej mamy i zamknęła oczy, śmiesznie przy tym ziewając.
- Nałożę ci dużo, bo na pewno jesteś głodna po podróży - zmienił świadomie temat Kenneth, wyciągając z szuflady sztućce.
- Dziękuję wujku - wymamrotała, opierając głowę na ręce.
- Jak długo zamierzasz zostać? - spytał, siadając obok niej, przy stole. Popatrzył na nią kątem oka i czekał w bezruchu na odpowiedź.
- Nigdzie się nam na razie nie spieszy. Mieszkanie rodziców stoi otworem, więc pewnie tam spędzimy ten czas - odpowiedziała, przerywając na chwilę jedzenie - z resztą nie chcę na razie wracać do Oslo - dodała po chwili zastanowienia, wkładając do ust makaron.
- Jeśli chcecie możecie tutaj mieszkać przez ten czas, nie będziecie siedzieć tak same - zaproponował, poklepując Livv po ramieniu.
- Zastanowimy się, bo też nie chcemy robić ci wujku kłopotu - zakończyła temat.

Uczmy się rozmyślać, Livv
    ,,Emma siedziała przykryta po uszy kocem, grzejąc się przy kaloryferze. Spoglądała przez zaparowane okno, a po jej policzku spływały kolejne łzy, chociaż jej twarz była do złudzenia obojętna. Miała natłok myśli w swoim dwudziestoletnim umyśle. Była świadoma tego, że zrobiła źle i być może to wpłynie znacząco na tą relację. Miała najgorsze podejście do tego, chociaż nic ostatecznego jeszcze się nie wydarzyło. Była nieznośna, a kiedy coś nie szło po jej myśli, potrafiła powiedzieć o kilka słów za dużo, a w tym przypadku, aż kilkadziesiąt, a smutne było to, że ona o tym wiedziała. Czasami ludzie przyzwyczajali się do jej trudnego charakteru, a często po prostu odchodzili. Czytała już dziesiąty raz ten sam list, starając się doszukać w nim jakiś symboli, ukrytego znaczenia czy czegoś w tym rodzaju. Już kilka dni się nie odzywał, a ta cisza ją rozrywała na pół. Nie czuła już swojej rozedrganej duszy, a w jej miejscu pojawił się ciężki ból. Starała sobie wmówić, że wszystko będzie dobrze, ale jej myśli w tym zupełnie nie pomagały, a wręcz przeciwnie. Nagle jej głuche rozmyślanie przerwał dzwonek. Wstała powoli, poprawiając koc, który leżał na jej plecach, uniosła wyżej koka i przeglądnęła się bez celu w lustrze, bo i tak wiedziała, że wygląda strasznie. Podeszła do drzwi i nawet nie spoglądając przez okno kto to, otworzyła. W tym momencie jej rozpaczliwe łzy zamieniły się w łzy szczęścia. Klęczał przed nią, wyciągając w jej stronę bukiet czerwonych róż, tych, które najbardziej lubiła. Po chwili, wysunęła w jego stronę dłoń i zmusiła go by się podniósł. Spoglądając z miłością na niego, złożyła cichy pocałunek na jego ustach. Wiedziała, że to tylko i wyłącznie zasługa ich miłości."
Dotykaj cichych myśli, które jak diament próbują zabłysnąć we wnętrzu twojego kruchego ciała. Doceń je, skoro przyszły do ciebie, znaczy, że są po coś. To świadczy o tym, że chcą u ciebie zostać, udowodnić ci coś, zapewnić, przestrzec. Nie uciekaj Livv, nie bój się, ryzykuj. Myśl o rzeczach najróżniejszych. Poczynając od pogody, kończąc na uczuciach. Wiąż się z nimi, zżyj, utożsamiaj. Nie ukrywaj tego co w tobie drzemie, dziel się tym. Ucz innych jak myśleć, pokaż jak piękne są twoje myśli. Rozmyślaj, zauważaj każde słowo, które w danej chwili zawitało w twoim nieokreślonym umyśle, poznaj je. Kiedyś, kiedy wakacje kojarzyły się tobie z beztroską, nadzieją i cudownością miałaś na to czas. A piękniejsze było to, że chciałaś ten czas znajdywać. Leżąc na trawie, która pachniała piękniej od twoich ulubionych perfum, zajadając się truskawkami, które malowały twoje usta na czerwono, oglądałaś chmury. Rozmyślałaś o nich, wiązałaś się z ich kształtami, sprawiało ci to niesamowitą radość. Kiedyś, kiedy zima kojarzyła ci się z długimi spacerami, z ciepłymi rękawiczkami i gorącą herbatą kochałaś rozmyślać, wymyślać, myśleć. Miałaś tysiące słów na temat jednego, malutkiego płatka śniegu, których struktura jest tak złożone, że potrafiłaś wymyślić na ich temat tysiące rzeczy. Tęsknisz za tym prawda? Dlaczego tego nie zmienisz? Czemu nie jesteś w stanie oddać na chwilę swojego umysłu, by dostać umysł dziecka? Przecież to jest najprawdziwsze, najbardziej wyjątkowe, to że dzieci potrafią dostrzegać więcej od zabieganego, dorosłego człowieka. Rozmyślają więcej, nie boją się myśleć i to je uodparnia, przystosowuje i kształtuje ich wnętrze. Odżyj Livv, daj zaistnieć twoim myślom, nie duś ich.
____________________________________________________________________________

Miłego wieczoru ;)

niedziela, 6 listopada 2016

Uczmy się marzyć, Livv...


    ,, - Emma, widzisz tamtą chmurę? - spytał Thomas, obejmując ją delikatnie wokół pasa.
- Widzę - potwierdziła, zasłaniając sobie dłonią słońce. Wiedziała do czego on dąży. Ta chmura tak niesamowicie przypominała kształtem samolot, który przez chwilą przebił się przez jej środek.
- Wiesz, że ona jest nam niesamowicie odległa - oznajmił, zastanawiając się przed każdym słowem. Zerknęła na niego kątem oka i przygryzła wargę.
- Wiem o tym Thomas - kiwnęła głową, opierając się o jego ramię.
- A jednak ją widzimy, można powiedzieć, że gdybyśmy chcieli bylibyśmy nawet w stanie ją poczuć - kontynuował, nerwowo przewracając oczami - zamknij oczy - dodał, odrywając na chwilę wzrok od nieba i kierując go na Emmę.
- Zamknęłam - powiedziała, domykając mocno powieki.
- Wiesz o czym marzę, prawda? - spytał, niepewnie podnosząc ton głosu.
- Wiem - wyszeptała, pochylając w dół głowę.
- A jesteś w stanie na chwilę poczuć się jak ja, zrozumieć moje wnętrze i myśli. Umiesz tak zrobić, żeby to marzenie też stało się twoim marzeniem? - spytał, a palcami delikatnie stukał o jej plecy.
- Jestem w stanie - odparła bez zastanowienia, a jej powieki delikatnie drgały.
- O czym marzę? - zapytał po chwili, przedzierając się przez ciszę, która wisiała w powietrzu.
- Chcesz polecieć do Australii, to twoje jedyne marzenie, prawda? - powiedziała, starając się upewnić.
- Tak, chcę - potwierdził, przytulając ją mocno do siebie - więc to marzenie stało się też twoim tak? - zmienił temat, cicho mówiąc.
- Tak, stało się. Przed chwilką - odezwała się, przecierając twarz dłońmi.
- Otwórz oczy Emma - poprosił, głaszcząc ją po policzku.  W dłoni trzymał dwa bilety do Australii. Otworzyła ze zdumienia usta, a po chwili uśmiechnęła się szczerze do niego. Uświadomiła sobie, że to tylko i wyłącznie zasługa ich miłości. "
Marzenia są pokarmem dla duszy, zabawą dla umysłu i jedyną nadzieją dla serca. Człowiek nie urodził się razem z nimi, nie miał ich w sobie od samego początku, nie posiadał czegoś takiego, a nawet można powiedzieć, że nie miał pojęcia jak piękną rzeczą są marzenia. Wszyscy się różnimy. Inaczej myślimy, inaczej marzymy, inne rzeczy mają dla nas różną wartość. Nie pozwólmy marzeniom wypłynąć z nas, nie pozwólmy im odejść z naszego ciała. Niech wiedzą, że mamy nad nimi kontrolę. Że to nie one wpływają na nas, ale my na nie, że jesteśmy w stanie nimi sterować i być poza nimi. Nie wyrzucaj ich, jak fusów z kubka po herbacie tylko wtedy, gdy coś nie idzie po twojej myśli. Nie targaj ich, niczym starych listów, których się wstydzisz. Nie masz się czego wstydzić. Miej świadomość tego, jakie one są piękne. Walcz, ucz się walczyć, zrozumiej co to walka. Każdy z nas musi mieć cel, więc musimy mieć marzenia. To one wskazują nam odpowiednią drogę, która doprowadzi nas do sensu, naszego sensu. Nie spiesz się, idź powoli, dostrzegaj każde piękno i perfekcję w malutkich rzeczach, posmakuj jak dobre jest powietrze, daj zaistnieć radości. Nie zapomnij zabrać ze sobą tych słów wypisanych na kartkach, ani tych wypisanych na sercu. Zapoznaj je z twoją duszą. Odżyj, wytrwaj. Kiedyś, jako małe, nie do końca znające życie dzieci, wiedzieliśmy, że wszystko jest możliwe. Z wiekiem zaczynaliśmy coraz bardziej w to wątpić, coraz szybciej odbiegać od tego, zaczęliśmy się tego podświadomie bać. Czy nie wystarczy tyle, że zobaczyłeś dzisiaj po raz kolejny zachód słońca? Livv, dwieście pięćdziesiąty czwarty zachód słońca w tym roku. To powinno ci dać do zrozumienia, że ty również dasz radę. Takie słońce budzi się co rano i zasypia, a jednak odnajduje w tym jakiś sens, ono ma inny sens od ciebie, gdzie indziej wyznaczony cel, a jednak daje rade. Dlatego twój cel, chociaż jest oddalony od wszystkiego o niezliczoną liczbę myśli to ma ogromną wartość.


___________________________________________________________________
A więc jest. Początek historii. Jest to książka, która będzie miała charakter bardzo nastrojowy, smutne, ale momentami i motywujący. Zmusza do rozmyślania i szukania sensu w czymś, w czym nigdy się go nie próbowało znaleźć.
Zachęcam do czytania! Już wkrótce kolejne rozdziały