Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 8 listopada 2016

{1.}


    - Mamo daleko jeszcze? - spytała po raz kolejny mała Ida, przegarniając z twarzy kosmyk ciemnych włosów.
- Nie, już prawie jesteśmy - odparła Livv Ekker, nerwowo zaciskając kierownicę. Nie lubiła jeździć samochodem, zwłaszcza tak daleko. Zawsze stresował ją fakt, że za coś w pewnej chwili jest odpowiedzialna, ale wiedziała, że nie ma wyboru i jeśli chce prowadzić życie pełne przygód i podróży, to musi się przemóc.
- Cały czas tak mówisz - kontynuowała Ida, spoglądając przez oszronioną szybę.
- Przestań Ida. Nie denerwuj mnie. Kieruję, nie mogę się skupić przez ciebie na drodze! - podniosła znacząco głos dziewczyna, wyzywając się w myślach. Po ostatnim razie obiecała sobie, że już więcej na nią nie nakrzyczy, dlatego momentalnie sumienie zacisnęło się na jej sercu - przepraszam - burknęła do siebie pod nosem Livv, kiwając beznadziejnie głową.
Po obydwu stronach rozciągał się piękny widok na stolicę krainy fiordów - Bergen. Mimo tego, że była tu wiele razy, ten widok wywoływał na niej za każdym razem tak samo silne wrażenie. Wiązała z tym miejscem inne wspomnienia, emocje, zmieniały się one za każdym razem, kiedy na nowo tutaj przyjeżdżała. Czasami po miesiącu, czasami po kilku latach. Kochała to miejsce, ale równocześnie chciała po prostu zawrócić i pojechać do Oslo, gdzie prowadziłaby dalej przeciętne, przepełnione rutyną życie. Nienawidziła miasta, w którym mieszkała od urodzenia, a jednocześnie nie było dla niej bardziej odpowiedniego miejsca. Nie chciała, ale wiedziała, że musi się oderwać od codzienności i standardów swojego życia. Nie chciała, ale walczyła z tym, Ida zasługiwała na normalne życie i kochających ludzi wokół niej.
Niegdyś jako mała dziewczynka Livv miała wszystko czego pragnęła. Była oczkiem w głowie jej taty i jedynym dzieckiem w sercu pani Ekker. Kiedyś może nie miała o tym pojęcia, ale nie mogła trafić lepiej. Jej życie było ciekawe i barwne. Urodziła się w stolicy jednego z najpiękniejszych państw na Ziemi. W stolicy Norwegii. Jej rodzice mieli dobrze płatne prace, dlatego w ich życiu zawsze na wszystko były pieniądze. Ojciec Livv był pisarzem, a jego książki były jednymi z najchętniej kupowanych w tamtych czasach, natomiast pani Ekker była adwokatem, a do najróżniejszych spraw była wynajmowana bez przerwy. Na ich prostej i przyjemnej drodze życiowej bardzo rzadko pojawiały się jakiekolwiek problemy, a można powiedzieć, że prawie nigdy ich nie było. Livv dorastała pod troskliwym okiem mamy i kochającą dłonią swojego taty. Nigdy sama nie stawała oko w oko z przeciwnościami losu, nie zaznała prawdziwego cierpienia i smutku, może to sprawiło, że nigdy nie brała na poważnie spraw, które należało traktować w taki, a nie inny sposób. Kiedy trzynaście lat po jej urodzeniu na świat przyszła Heidi, cała uwaga, jaką rodzice skupiali na Livv, zaczęła kręcić się wokół jej młodszej siostry. W pewnym sensie Livv przestała istnieć dla nich, a na pewno w jakiejś części umarła w ich sercach.
- Mamo.. - odezwała się Ida, wyrywając ją z rozmyśleń.
- Tak? - spytała Livv, starając się uspokoić swój głos i wyregulować oddech.
- Tam był wujek Kenneth - wyszeptała ze spokojem mała dziewczynka, spoglądając przez szybę, do której przyłożyła policzek.
- Cholera - samochód z piskiem wyhamował, a Livv gwałtownie wycofała. Miała zwyczaj pomijać miejsce, do którego jechała wtedy, kiedy myślała o czymś zupełnie odległym. Przed bramą wjazdową stał wuj Stene, a na smyczy obok siebie trzymał Silje, dwuletniego Huskiego. Nie zdążyła nawet wysiąść z auta, kiedy radosny zwierzak znalazł się przy jej nogach.
- Hej Silje - odezwała się ze szczęściem w głosie, kiedy delikatnie głaskała go po grzbiecie - cześć wujku - po chwili wyprostowała się i powiedziała nieśmiało, wyciągając w jego stronę dłoń.
- Witaj Livv, jak droga? - spytał, poprawiając duże okulary, które zsunęły mu się po nosie.
- W porządku, całe szczęście, że już dojechałyśmy - odpowiedziała, przegarniając z czoła włosy. Było chłodno, znacznie zimniej, niż w Oslo. Nasunęła na dłonie rękawy od jesiennej kurtki i dopięła ją na ostatni guzik.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. A gdzie masz Idę? - zapytał, podchodząc w stronę auta. Pan Stene kulał na jedną nogę. Nie była to kwestia żadnego wypadku, a nogi w stuprocentach sprawnej nie miał już od dwudziestu lat. Kiedyś po operacji, stosunkowo błachej, która wyniknęła z niewielkiego urazu, pojawiły się problemy, a lekarze do końca nie wiedzieli z czym były związane i tak już zostało, ponieważ nikt się tym na poważnie nie zajął.
- Ach, właśnie - ocknęła się Livv, po czym podbiegła do samochodu i odpięła pasy od fotelika trzyletniej córki. Miała oczka zmrużone, ale specjalnie to nikogo nie zdziwiło. Każdy z bliskich wiedział, że Ida jest niesamowitym śpiochem, a kiedy złapie ją zmęczenie potrafi zasnąć w przeciągu kilku sekund, tak i było tym razem.
- Wstawaj Ida - wyszeptała Livv, całując ją w czoło, po czym wzięła ją na ręce i przytuliła mocno do siebie.
- Długo już śpi? - spytał Kenneth, podśmiechując się pod nosem. Dziewietnastolatka spojrzała na niego z radością w oczach i pokręciła przecząco głową, głośno wzdychając.
- Jest tutaj dużo chłodniej, niż u nas - zmieniła temat dziewczyna, spoglądając na pogodne niebo.
- Tak ci się wydaje przez to, że wieje wiatr, wiesz jakie są standardy tutaj w Bergen - odchrząknął, rozglądając się wokół. Ogród wuja Stene wywołał na Livv ogromne wrażenie. Można by przysiąc, że każdy jego element był przemyślany i idealnie dograny z innymi. Kenneth był wdowcem już czwarty rok, a do pracy chodził nie często, dlatego każdą wolną chwilę spędzał w ogrodzie na pielęgnowaniu roślin. Można powiedzieć, że ogród to była jedna z najważniejszych rzeczy w jego życiu. Pomimo klimatu, jaki występował w Norwegii, jego ogród był niesamowicie piękny i barwny.
- Możemy wejść do środka? - spytała Livv po chwili, stawiając Idę na ziemię. Spojrzała jeszcze raz na piękny ogród, wzięła do ręki walizki i obydwie ruszyły kamienną ścieżką do drewnianych drzwi.
- Jeszcze się pytasz.. - odparł ironicznie pan Stene, drepcząc za nimi. Od samego progu dało się wyczuć zapach wanilii i pomarańczy. Ten dom jak zwykle był niesamowicie czysty. Można powiedzieć, że pan Kenneth był perfekcjonistą. Dopinał wszystko na ostatni guzik, dopracowywał tak, by zabrakło miejsca na niedociągnięcia.
- Macie ochotę coś zjeść? Zrobiłem makaron ze szpinakiem, bo wiem, że ty Livv zawsze go uwielbiałaś - spytał grzecznie, podchodząc do kuchni, ściągając przy tym bluzę i rozwiązując buty.
- Bardzo chętnie - potwierdziła Livv, wieszając swoją i Idy kurtkę na wieszakach - jesteś głodna Ida? - spytała, kierując wzrok na dziewczynkę, a ta pokiwała przecząco głową.
- To za minutkę będzie gotowe - kontynuował, uśmiechając się pod nosem. Pomimo tego, że Livv ostatnio widziała wujka chwilę po urodzeniu Idy, nie zauważyła żadnych zmian. Czasami tak jest, a Livv miała do tego stuprocentową pewność, że czas niektórych omija, nie rusza ich wyglądu i pozostawia ich wiecznie młodymi. Taki był Kenneth. Miał duszę dziecka, serce dojrzałego mężczyzny, a umysł taki, że niewiele osób potrafiło go pojąć. Na jego twarzy rysowały się tylko niewielkie zmarszczki, lecz i one były prawie niewidoczne. Blond włosy maskowały te pojedyńcze, które były siwe, a w oczach zawsze miał iskierki i spełnienie. Nie był człowiekiem bogatym, ale nie przywiązywał dużej wagi do wartości materialnych. Znacznie bardziej cieszyły go spacery podczas zachodu słońca, chwila spędzona z bliskimi, oddawanie czasu pasji, czerpanie szczęscia z takich najdrobniejszych, pozoronie nieważnych rzeczy. Wszystkich ludzi wokół zarażał uśmiechem i ciepłem, które biło z jego serca. Był człowiekiem wyjątkowym, a przy tym niezwykle skromnym.
- Jak ci się żyje, wujku? - spytała dziewczyna, przytulając do piersi Idę.
- Powoli i przyjemnie - odparł, a z jego ust nie znikał uśmiech - a jak u was? Livv.. jak z tą sprawą, coś się wyjaśniło, rozjaśniło? - spytał, wchodząc na bardzo nie pewny grunt. Livv nie lubiła o tym rozmawiać, chciała chociaż udawać, że nie pamięta, że to się wydarzyło. Chciała sobie wmówić, że zapomniała, a ostatnie cztery lata życia gdzieś się zapodziały.
- Zarówno Vegard, jak i państwo Lysbergowie to trudni ludzie, to wszystko tak łatwo nie pójdzie, potrzeba jeszcze miesięcy, jak nie lat, by wszystko zostało zakończone - odpowiedziała, unikając spojrzenia wujka.
- A widuje się z Idą? - spytał, odbiegając delikatnie od tematu, podczas nakładania na  talerze makaronu.
- Nie, można powiedzieć, że się nie znają - wyszeptała, nachylając się w stronę pana Stene. Nie chciała by córka usłyszała, wiedziała, że to na pewno nie jest odpowiedni moment. Ida oparła głowę na ramieniu swojej mamy i zamknęła oczy, śmiesznie przy tym ziewając.
- Nałożę ci dużo, bo na pewno jesteś głodna po podróży - zmienił świadomie temat Kenneth, wyciągając z szuflady sztućce.
- Dziękuję wujku - wymamrotała, opierając głowę na ręce.
- Jak długo zamierzasz zostać? - spytał, siadając obok niej, przy stole. Popatrzył na nią kątem oka i czekał w bezruchu na odpowiedź.
- Nigdzie się nam na razie nie spieszy. Mieszkanie rodziców stoi otworem, więc pewnie tam spędzimy ten czas - odpowiedziała, przerywając na chwilę jedzenie - z resztą nie chcę na razie wracać do Oslo - dodała po chwili zastanowienia, wkładając do ust makaron.
- Jeśli chcecie możecie tutaj mieszkać przez ten czas, nie będziecie siedzieć tak same - zaproponował, poklepując Livv po ramieniu.
- Zastanowimy się, bo też nie chcemy robić ci wujku kłopotu - zakończyła temat.

Uczmy się rozmyślać, Livv
    ,,Emma siedziała przykryta po uszy kocem, grzejąc się przy kaloryferze. Spoglądała przez zaparowane okno, a po jej policzku spływały kolejne łzy, chociaż jej twarz była do złudzenia obojętna. Miała natłok myśli w swoim dwudziestoletnim umyśle. Była świadoma tego, że zrobiła źle i być może to wpłynie znacząco na tą relację. Miała najgorsze podejście do tego, chociaż nic ostatecznego jeszcze się nie wydarzyło. Była nieznośna, a kiedy coś nie szło po jej myśli, potrafiła powiedzieć o kilka słów za dużo, a w tym przypadku, aż kilkadziesiąt, a smutne było to, że ona o tym wiedziała. Czasami ludzie przyzwyczajali się do jej trudnego charakteru, a często po prostu odchodzili. Czytała już dziesiąty raz ten sam list, starając się doszukać w nim jakiś symboli, ukrytego znaczenia czy czegoś w tym rodzaju. Już kilka dni się nie odzywał, a ta cisza ją rozrywała na pół. Nie czuła już swojej rozedrganej duszy, a w jej miejscu pojawił się ciężki ból. Starała sobie wmówić, że wszystko będzie dobrze, ale jej myśli w tym zupełnie nie pomagały, a wręcz przeciwnie. Nagle jej głuche rozmyślanie przerwał dzwonek. Wstała powoli, poprawiając koc, który leżał na jej plecach, uniosła wyżej koka i przeglądnęła się bez celu w lustrze, bo i tak wiedziała, że wygląda strasznie. Podeszła do drzwi i nawet nie spoglądając przez okno kto to, otworzyła. W tym momencie jej rozpaczliwe łzy zamieniły się w łzy szczęścia. Klęczał przed nią, wyciągając w jej stronę bukiet czerwonych róż, tych, które najbardziej lubiła. Po chwili, wysunęła w jego stronę dłoń i zmusiła go by się podniósł. Spoglądając z miłością na niego, złożyła cichy pocałunek na jego ustach. Wiedziała, że to tylko i wyłącznie zasługa ich miłości."
Dotykaj cichych myśli, które jak diament próbują zabłysnąć we wnętrzu twojego kruchego ciała. Doceń je, skoro przyszły do ciebie, znaczy, że są po coś. To świadczy o tym, że chcą u ciebie zostać, udowodnić ci coś, zapewnić, przestrzec. Nie uciekaj Livv, nie bój się, ryzykuj. Myśl o rzeczach najróżniejszych. Poczynając od pogody, kończąc na uczuciach. Wiąż się z nimi, zżyj, utożsamiaj. Nie ukrywaj tego co w tobie drzemie, dziel się tym. Ucz innych jak myśleć, pokaż jak piękne są twoje myśli. Rozmyślaj, zauważaj każde słowo, które w danej chwili zawitało w twoim nieokreślonym umyśle, poznaj je. Kiedyś, kiedy wakacje kojarzyły się tobie z beztroską, nadzieją i cudownością miałaś na to czas. A piękniejsze było to, że chciałaś ten czas znajdywać. Leżąc na trawie, która pachniała piękniej od twoich ulubionych perfum, zajadając się truskawkami, które malowały twoje usta na czerwono, oglądałaś chmury. Rozmyślałaś o nich, wiązałaś się z ich kształtami, sprawiało ci to niesamowitą radość. Kiedyś, kiedy zima kojarzyła ci się z długimi spacerami, z ciepłymi rękawiczkami i gorącą herbatą kochałaś rozmyślać, wymyślać, myśleć. Miałaś tysiące słów na temat jednego, malutkiego płatka śniegu, których struktura jest tak złożone, że potrafiłaś wymyślić na ich temat tysiące rzeczy. Tęsknisz za tym prawda? Dlaczego tego nie zmienisz? Czemu nie jesteś w stanie oddać na chwilę swojego umysłu, by dostać umysł dziecka? Przecież to jest najprawdziwsze, najbardziej wyjątkowe, to że dzieci potrafią dostrzegać więcej od zabieganego, dorosłego człowieka. Rozmyślają więcej, nie boją się myśleć i to je uodparnia, przystosowuje i kształtuje ich wnętrze. Odżyj Livv, daj zaistnieć twoim myślom, nie duś ich.
____________________________________________________________________________

Miłego wieczoru ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz